30 stycznia 2019

Po zimowym śnie

Zacznę od tego, do czego nawiązuje tytuł posta. Na pewno do mojego bloga, który od dłuższego czasu trwał w hibernacji. Brakowało mi czasu nie tylko do jego prowadzenia, ale i do wprowadzania jakichkolwiek zmian w mieszkaniu, a już tym bardziej spektakularnych. Bo te większe, wręcz drastyczne, wymagały dodatkowo niezłego główkowania - na to też nie miałam sił. W pewnym momencie myślałam, że sobie daruję, kupię działkę i postawię dom. Niestety na skutek pewnych zawirowań musiałam odłożyć te plany. A skoro stanęło na tym, że w najbliższej przyszłości na przeprowadzkę się nie zapowiada, gruntowny remont wielkimi literami zapisał się w moim kalendarzu na ten rok. Dokładnie tak jak w tej piosence: "Czasami człowiek musi, inaczej się... udusi". I to nie tylko o to chodzi, że nie mogę już patrzeć na te płytki z motywem salcesonu... Mam za sobą trudny rok, któremu dałam energicznego kopa w tyłek na pożegnanie. Traumatyczne przeżycia zostawiły mi blizny, których się nie pozbędę, a które jednocześnie będą mi przypominać o tym, że trzeba spełniać swoje marzenia. Wziąć się w garść i działać. Per aspera ad astra - chętnie wydziergałabym sobie taki tatuaż.

Zaczęło się od wywalenia starej rogówki. Trzymając się zimowej terminologii - ruszyła lawina. Krok po kroczku zaczęłam przeobrażać mieszkanie i zmieniać je na takie, jakie sobie już dawno zwizualizowałam w mojej głowie. A potem zaczęłam robić tablice inspiracji. Nowa kanapa, dywan i biblioteczka popchnęły mnie do dalszego działania. Są wielkie plany, wielkie obawy i... wielka radość. Od dawna nic tak mnie nie cieszyło!

Powiem Wam jeszcze kilka słów na temat biblioteczki. Jak widać - wybrałam regał z Ikei. Miał być regał sosnowy, został już nawet zamówiony i czekałam na niego z niecierpliwością. Kiedy jednak przyjechał, rozczarowana odesłałam go z powrotem. Dawno takiej fuszerki nie widziałam, pogratulowałam producentowi podejścia do klienta. Produkt niezgodny z zamówieniem i do tego niedbałe wykończenie. Ale dałam im jeszcze jedną szansę i czekałam kolejny miesiąc na wprowadzenie poprawek. Zero odzewu. Podziękowałam więc i pojechałam do Ikei. I nie żałuję. Witrynka jest spora, a jednak nie przytłacza swoimi gabarytami. Wręcz się wtopiła w ścianę, jest zgrabna wizualnie i rozjaśniła wnętrze. Pewnie zauważyliście, że nie ma uchwytów - no cóż, na razie tak mi pasuje ;-) Miałam pewne obawy co do tego, że książki wprowadzą do wnętrza za dużo koloru (poprzednio ukrywały się za mleczną szybą), ale niepotrzebnie. Tylko na albumy na zdjęcia uszyłam lniane okładki i ozdobiłam cyferkami, żeby nie raziły po oczach zbyt intensywnymi kolorami.

Co do tego pomieszczenia mam jeszcze parę zmian w zanadrzu. Stolik jest tymczasowy, przydałby się jednak większy. Zamiast haftów pojawi się galeria zdjęć i plakatów w różnych ramkach. A drewniana komoda pod telewizorem (pokazywana we wcześniejszych postach) zostanie odświeżona - przeszlifowana i zaolejowana. W żadnym razie nie mam zamiaru malować jej na biało ;-) Kocham drewno, o czym pewnie zdążyliście się przekonać. Ale to detale, bo jak już wezmę się za generalny remont, wymienimy także drzwi i panele w całym mieszkaniu. Już kicham na myśl o wszędobylskim pyle. Ale coś za coś. Trzymajcie kciuki!

















Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...