Kiedy byłam mała, często na ferie i na wakacje jeździłam do babci. I tam wynajdowałam sobie różne ciekawe zajęcia, jak na przykład rozkładanie z pietyzmem, podziwianie i składanie babcinych chustek, gryzmolenie w zeszycie na kocyku rozłożonym w cieniu jabłonek i wiśni, czy bieganie po ogródku z drepczącą za mną oswojoną kurą (to dzięki tej kurce kilka lat później przeszłam na wegetarianizm, ale to już całkiem inna historia). Oprócz tego nie mogłam się doczekać chwili, kiedy wujek pozwoli mi poczytać i pooglądać "ALFĘ".
"ALFA" był to magazyn o tematyce popularnonaukowej i science-fiction, wydawany przez Krajową Agencję Wydawniczą. Zaczytywałam się w tym na okrągło, komiksy znałam na pamięć, a do najbardziej ulubionych zaliczałam "Wojnę światów" i "Wehikuł czasu". To właśnie wtedy narodziła się moja fascynacja kosmosem i fantastyką, to wtedy zdecydowałam, że jednak nie będę piosenkarką i aktorką, tylko zostanę w przyszłości astronautą :-) Kilka numerów stało się w końcu moją własnością i do tej pory przechowuję je jak najcenniejsze skarby.
W kosmos nie poleciałam (ale jak będę stara i będą kogoś szukać do bazy na Marsie to zgłaszam się z miejsca, o ile mnie wezmą!), za to fascynacja pozostała. I stała się zaraźliwa dla mojego potomka. Nie powiem, żeby syn ją wyssał z mlekiem matki, bo niezbyt sprawnie sobie radził z tą umiejętnością. Ale być może zauważył ten błysk w moim oku i to, jak się zapalałam (w przeciwieństwie do innych tematów) przy odpowiedziach na jego dziecięce, pełne ciekawości pytania dotyczące planet, czarnych dziur i kosmitów. To nie tak, żebym wciskała go w nie swoje buty - wiem, że niektórzy dorośli tak mają i chcą, aby ich dzieci osiągnęły to wszystko, czego im się nie udało zdobyć. Ale jego fascynacja mnie rozczula i nie widzę nic złego w tym, aby wierzył, że jeśli czegoś bardzo się pragnie, można to osiągnąć. I w tym, żebym podsycała jego wiarę i poszerzała jego wiedzę na ten temat. To, kim chciałby zostać i tak pewnie wiele razy mu się odmieni, zanim naprawdę dorośnie. Ale... może mu się nie odmieni? Poza tym dzieci mają teraz o wiele więcej możliwości niż moje pokolenie, wszystko jest na wyciągnięcie ręki, wystarczy je pchnąć w odpowiednim kierunku i zapewnić dobry start. Dlatego co do syna, zamierzam go z radością - i z błyskiem w oku - dopingować.










