Ha! Wiedziałam że na dłuższą metę nierealne jest dodawanie postów codziennie ;-)
Dzisiaj będzie o przygodzie z farbami kredowymi.
Oczywiście nie dowiedziałabym się o czymś takim gdyby nie moje wielkie pragnienie posiadania wymarzonego krzesła do kącika komputerowego. Otóż krzesło o którym mowa okazało się być wytworem pewnej znanej marki, a więc kosztowało sporo, około 900zł, a dla mnie taki wydatek na krzesło to przesada. Ale jak się człowiek uprze... Szukałam, szukałam i wyszukałam... używane. Nieważne, że mocno wyeksploatowane - ważne że wymarzone i 10-krotnie taniej! Nie zastanawiałam się ani chwili. Prawdę mówiąc miałam już na niego plan i dłużej zajęło mi... wybieranie odcienia farb kredowych. Marki nie zdradzę bo to nie jest post sponsorowany ;-)
To było mój pierwszy kontakt z farbami kredowymi. I jestem zauroczona. Jako maniaczka decoupage chętnie wykupiłabym wszystkie kolory - gdyby nie ta cena, ech!
Co do krzesła - prawie nie było szlifowania. Mówię "prawie", bo jednak trzeba było uzupełnić ubytki kitem do drewna i wyrównać gdzieniegdzie papierem ściernym. Malowanie to była po prostu bajka. Pierwsza warstwa (ciemniejsza) nakładała się jednak łatwiej (śliskie drewno) niż druga (jaśniejsza). Myślę że w pewnym stopniu jaśniejsza farba wpijała już w pierwszą warstwę farby. Przy szlifowaniu było trochę pyłu, ale za to jakie cudne przetarcia wyszły! Całość polakierowałam.
Ostatecznie samo malowanie kosztowało mnie około 35zł (farby są baardzo wydajne).
Reszta farby została do dekupażowych cudów. Efekty tych prac niebawem :-)
Ha! Dopiero teraz zobaczyłąm tu to krzesło! BOSKIE!!! :)
OdpowiedzUsuńKróliczek doświadczalny, bo na nim zaczęłam testować farby kredowe :-) Moje wymarzone :-)
UsuńHej, farbę kredową można zrobić samemu - trzeba kupić kredę pozłotniczą i klej skórny - poczytaj w internecie jest przepis - taką farbę robi się pod złocenia w renowacji zabytków :) Ewa
OdpowiedzUsuń